Fryzjerzy w podróży – RPA oczami Ani

czwartek, 30 listopad 2017
Ikona - Drzewo Ikona - Drzewo

Kapsztad to sprzeczność: z jednej strony piękno – zarówno architektura, jak i otaczająca to miasto przyroda, z drugiej –  bieda, niestety widoczna dosyć wyraźnie. Z jednej strony uprzejmość i życzliwość ludzi, z drugiej – poczucie „lekkiego dyskomfortu”. Będąc tam, miałam wrażenie, że to taki trochę „ostatni przysiółek” gościnnej ziemi. Tylko ocean i dalej Antarktyda.

Kiedy zamykam oczy, przypomina mi się ocen. Jego szum i kolor zmieniający się w zależności od pogody: od szarego, matowego jak płynny ołów, do wręcz szafirowego, gdy świeciło słońce. Ciągle jeszcze słyszę śpiew nieznanych nam ptaków, tak piękny i czysty, a jednocześnie towarzyszące im wszędobylskie wróble, które przecież tak dobrze znamy. A ponad tym wszystkim Góra Stołowa. Króluje na miastem, daje mu oparcie. Zachwyca, zarówno z daleka, u podnóża, ale przede wszystkim w momencie, gdy patrzysz z niej na otaczający świat. Ten widok zapiera dech w piersi. Bezkresny ocean, miasto, góry, niebo na wyciągnięcie ręki i chmury. Od lekkich mgiełek przelatujących niewinnie do gęstej mgły zakrywającej wszystko.

Kapsztad to też smak wina i pysznej wołowiny, świeżych owoców morza i cudownie słodkich owoców. To ludzie zbierający „coś” na plaży, grający w rugby, biegający o wschodzie słońca, bawiący się z dziećmi, z psami. Spotkany przez nas Europejczyk, mieszkający tam na stałe, prosił, żeby „pozdrowić od niego Europę”. Nostalgia dotyka nas nawet w tak pięknych miejscach.

OFF Festival Play